W Wałczu o sześć punktów
Mimo, że to dopiero pierwsza połowa sezonu to przed nami bardzo ważny mecz. Naszych zawodników czeka bowiem wyjazd do Wałcza na mecz z tamtejszym Orłem, który u siebie jeszcze nie przegrał. Co więcej, od gospdarzy dzielą nas tylko dwa punkty i tym samym przy ewentualnym zwycięstwie możemy zamienić się miejscami w tabeli. Ale już kiedyś jechaliśmy do Wałcza po pewne trzy punkty i z teoretycznie dużo lepszą i bardziej doświadczoną kadrą. Kibice z dobrą pamięcią pamiętają, jak się to skończyło...
Gospodarze, mimo że zajmują niską pozycję w tabeli to na własnym boisku jeszcze w tym sezonie nie przegrali. W trzech meczach zdobyli siedem punktów (na osiem, jakie mają w dorobku), na które złozyło się: 2-1 z Olimpem Złocieniec, 3-1 z Lechem Czaplinek i 0-0 z Iskrą Białogard. Jak widać są u siebie groźni dla wszystkich. Zapewne przed tym meczem występują w roli faworytów, tym bardziej, że nasz zespół na wyjazdach jest najgorszy w lidze. Nie dość, że przegraliśmy wszystkie trzy mecze na obcych boiskach to jeszcze nie potrafiliśmy zdobyć w nich nawet jednej bramki. Czas więc najwyższy na przełamanie tej kiepskiej passy. Inna sprawa, że nasze porażki były minimalne i w każdym meczu coś tam mogliśmy z wyjazdów przywieźć. Ale nie przywieźliśmy, więc nie ma co gdybać. Wracając do zespołu gospodarzy to trzeba dodać, że są drużyną z najgorszym atakiem w całej lidze - łącznie w ośmiu meczach strzelili tylko dziewięć goli, czyli łatwo wyliczyć, że to nieco ponad jeden gol na mecz. Nieco lepiej wygląda to, gdy grają w Wałczu - tu w trzech meczach udało im się strzelić pięć bramek i stracić tylko dwie. Liczby też wskazują, że są bardzo efektywni - te pięć goli przełożyło się na aż siedem zdobytych punktów. Dla porównania my u siebie strzeliliśmy goli ponad dwa razy więcej (bo 11) a dało nam to o jeden punkt mniej (czyli 6). Wszystko to pokazuje, że łatwo na pewno nie będzie.
Z drugiej strony każda seria kiedyś musi się skończyć, podobnie jak nasza wyjazdowa niemoc. Nasi zawodnicy na pewno mogą być podbudowani ostatnim zwycięstwem z Wieżą 3-2. Wreszcie to nam dopisało szczęście, bo przeciwnik dwa gole strzelił sobie sam. Poniekąd powtarza się paradoks z meczu ze Spójnią, czyli wtedy kiedy gramy gorzej i przeciwnicy mają szanse nas "wykończyć" to wygrywamy, a kiedy gramy naprawdę dobrze to minimalnie, ale jednak przegrywamy. Nie mamy nic przeciwko, aby i tym razem prezentować się słabie, ale za to zapunktować, najlepiej za trzy. Bo w tej rundzie tak naprawde to się liczy - ugrać jak najwięcej po to, by wiosną mieć jako taką pozycję wyjściową przed decydującą walką o utrzymanie, ewentualnie o możliwie jak najwyższą pozycję w tabeli.
Wiele wskazuje na to, że będzie to przysłowiowy mecz walki, w którym nawet jedna strzelona bądź stracona bramka może okazać się decydująca. Szczególnie więc istotna będzie maksymalna koncentracja od pierwszej do ostatniej minuty i nie popełnianie błędów.
Pewnie ze względu na odległość za wielu kibiców od nas się na ten mecz nie wybiera, pozostaje więc trzymanie kciuków za nasz zespół w domach.